Diese Top 5 Umiesz liczyć licz na siebie-Produkte sind nicht bloß nützlich, sondern auch luxuriös und tragen dazu bei, bessere Lebensqualität zu erreichen. Egal, ob Sie viel unterwegs sind oder Zeit im Freien verbringen möchten, diese Produkte werden Ihnen ein Lächeln ins Gesicht zaubern.
Zapewne każdy z nas zna powiedzenie, z którego zaczerpnęłam tytuł. I, zapewne, wie doskonale, co ono oznacza, nie będziemy tu się jednak nad nim zastanawiać, służy nam jedynie do wprowadzenia tematu liczebników. Liczebnik, czyli numerale, to część mowy, która wyraża nam liczbę. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że liczby towarzyszą nam na co dzień, praktycznie, w każdej dziedzinie życia i pomagają wyrazić nie tylko ilość, ale również czas. Dziś zajmiemy się tylko liczebnikami głównymi, na wyrażanie czasu i godzin przyjdzie czas niedługo. 1 – Uno – liczebnik, który dał również początek dobrze już Wam znanemu rodzajnikowi nieokreślonemu. Inne wyrażenia, które zawierają liczebnik uno to ognuno, ciascuno -każdy 2 – Due – liczebnik, który dla każdego występującego po nim rzeczownika wprowadza liczbę mnogą, jest również częścią składową wyrażenie ambedue, tutti e due – obydwoje 3 – Tre – liczebnik, który, gdy używamy z nim przyimka między, pomiędzy wymusza na przyimku formę fra, ponieważ wersja tra brzmi źle fonetyczne: tra tre ore (na przykład). Nie oznacza to jednak, że nie usłyszycie Włocha, który tak nie powie, ale nie jest to poprawne fonetyczne 4 – Quattro – liczebnik, który może się mylić z liczebnikiem porządkowy quarto, co oznacza czwarty, ćwierć lub kwadrans. Pamiętacie wpis o parach minimalnych i wadze dokładnej i starannej wymowy? to jeden z takich przykładów 5 – Cinque – liczebnik, który na pewno znacie z jego złożonej wersji cinquecento, czyli pięćset 6 – Sei – liczebnik, który jest identyczny jak 2 osoba liczby pojedynczej czasownika essere i znany Wam zapewne jako część innej marki samochodu seicento 7 – Sette – liczebnik, który wygląda również jak rzeczownik w liczbie mnogiej oznaczający sekty, który też może wystąpić w takim powtórzeniu jak sette sette, czyli siedem sekt 8 – Otto – liczebnik, który może nam się kojarzyć z męskim imieniem, może i dobrze, bo będzie łatwiej zapamiętać 9 – Nove – liczebnik, z którym nic mi nie przychodzi do głowy 😉 10 – Dieci -liczebnik, który zawsze kojarzyłam z polskim słowem dzieci i muszę przyznać, że przyszło mi łatwo go zapamiętać Ach! Zapomniałam o liczebniku 0, który jest najłatwiejszy do zapamiętania bo to … zero, tylko, oczywiście, pamiętajcie o odpowiedniej wymowie! Nie kończymy tutaj naszej przygody z liczebnikami. Dalej mamy: 11 – Undici – czyli jak mu się dobrze przyjrzycie, to zobaczycie, że tak na prawdę składa się z liczebników un e di(e)ci, co odpowiada dokładnie 1 + 11 12 – Dodici – złożony jest dokładnie tak samo do, czyli pochodna od due i nasze di(e)ci: 2+10 I tak dalej: Tredici Quattordici Quindici Sedici Od siedemnastu odwracamy kolejność elementów: Diciassette (Podwajamy s, które służy nam za wrostek łączący dwa wyrazy) Diciotto Diciannove (pamiętajmy o podwojeniu spółgłoski n, która jest naszym spójnikiem) Venti Następne liczebniki tworzą się za pomocą prostego schematu, który raz nauczony pozwoli Wam na liczenie do 100. 21 to 20+ 1, czyli ventuno 22 to 20 +2, czyli ventidue 23 to 20 + 3, czyli ventitré, dalej spróbujcie sami, aż dojdziecie do trzydziestu, które po włoski mówi się: trenta, a kolejne jego liczebniki, to trentuno, trentadue, trentatré (uwaga na akcent graficzny i fonetyczny!), itd. Następnie mamy: quaranta, cinquanta, sessanta, settanta, ottanta, novanta. Pamiętajcie, że sam liczebnik tre nie wymaga akcentu, ale jego złożenia już tak, gdyż każdy wyraz jest wielozgłoskowy. Po dziewięćdziesięciu jest CENTO (a dalej centouno, centodue, itd.), potem możemy dojść do tysiąca: Mille, dziesięć tysięcy to Diecimila, sto tysięcy: Centomila, milion: Milione, miliard: Miliardo. Zobaczmy na koniec jak tworzymy duże cyfry po włosku. Niech będzie rok – aktualnie mamy rok 2018, czyli duemiladiciotto. Proste, prawda? Jeszcze jakieś… 3459 – tremilaquattrocentocinquantanove 278 – duecentosettantotto 14009 – quattordicimilanove 60005 – sessantamilacinque Myślę, że już teraz sami możecie dare i numeri… 😉 * dare i numeri – dawać numery, co w metaforycznym znaczeniu (i jedynym właściwym!) znaczy tyle co wycinać numery a w dosłownym właśnie dawać numery, czyli podawać je. 1 comment Umiesz liczyć? Licz na Siebie, Twoje szczęście innych jebie. 570 Me gusta. Hejo ;) Jak już tu jesteście to dajcie lajka ♥
Moniko, zawodowo zajmujesz się psami, powiedz, na kiedy datuje się Twoja znajomość ze światem zwierząt? Należy sięgnąć do dzieciństwa i faktu, że w zasadzie robiłam to, co chciałam, natomiast raczej nie miałam w dzieciństwie koleżanek i kolegów. Skręcałam instynktownie w stronę zwierząt i ich towarzystwo. Do tej pory kieruję się w życiu zasadą „umiesz liczyć, licz na siebie”.„Do odważnych świat należy” – a pod tym też byś się podpisała? A może „Kto się boi, ten już przegrał”?Kto się boi, ten już przegrał – piękne słowa, tak. Wracając do tematu: nie interesował się mną nikt więc zaczęłam iść tam, gdzie te zainteresowanie widziałam. Uciekałam w świat zwierząt. Wychowywałam się poza miastem, a że u obu dziadków i babć były psy i koty to się nimi zajmowałam. Pamiętam, że jak raz przyjechałam to dziadek wołał „O! Przyjechała Pani weterynarz!”, także już od dzieciństwa byłam łączona ze światem czas, że wyfrunęłaś z domowego gniazda. Przeniosłaś się do z domu, jak miałam 16 lat i od tamtej pory już nigdy nie wróciłam. 14 lat jestem już poza domem rodzinnym i nigdy nie było u mnie czegoś takiego, co mieli znajomi – pieniądze na studia, miesięczne kieszonkowe itd. Nigdy tego nie miałam. Pierwsza moja praca, w radiu, była po to, aby mieć na jakiekolwiek jedzenie. Całe szczęście mieszkałam u cioci, więc było o tyle dobrze. W liceum, od 2 klasy musiałam pracować na to, aby mieć cokolwiek. Po lekcjach szłam do radia i od 15 do 18 czytałam serwisy wtedy świtało Ci w głowie, że będziesz zajmować się w przyszłości zwierzętami?Nie, wtedy nie. Wtedy walczyłam o przetrwanie. To był czas nauki i szukania pieniędzy na cokolwiek. W radiu byłam pierwszą osobą, która otrzymała pieniądze, bo założenie było takie, że pracujemy za free. Jak przyjechał szef, poprosiłam go, aby zapłacił mi. Dostałam honorarium – 200 zł jakiś moment przełomowy, w którym postanowiłaś wziąć sprawy w swoje ręce i rozwijać się w roli trenerki? Wiesz, pracowałam już później jako przedstawiciel handlowy. Finansowo to była bardzo dobra praca i sporo zarabiałam, tym bardziej, że byłam najlepszym przedstawicielem handlowym w Polsce. A że mam takie podejście, że albo robie coś na 100 proc. albo w ogóle nie robię, ta praca mnie bardzo dużo kosztowała. Radziłam sobie najlepiej ze wszystkich, ale praca w korporacji to bardzo ciężka praca. To mnie wykończyło. W pewnym momencie obudziłam się i wyszło, że mam dzień w dzień bóle głowy, bóle brzucha. Doprowadziło to do skrajnego wycieńczenia organizmu. Wtedy stwierdziłam, że nie, nie będę tego robiła bo nie poświęcę życia dla pracy. Zaczęłam się leczyć. Zrobiłam 2 lata detoksu od wszystkich alergenów. Zbadałam się na 50 a wyszło, że byłam uczulona na aż 27. Byłam na bardzo rygorystycznej diecie. Teraz już jest super. Współpracuję z trenerem przygotowania motorycznego, Mateuszem Donajskim z Warszawy i on faktycznie mnie prowadzi, „ciśnie mnie”, pilnuje, abym robiła badania. To on też pokierował mnie do sportu. Moje założenie było takie, aby mieć więcej energii w ciągu dnia, bo mi wciąż brakuje czasu. Zalecił mi również pracę siłową. Chodzę do naszego VIP GYM i intensywnie czym skupiasz się w swojej pracy z psami?Widzę problemy, z jakimi borykają się ich właściciele i po prostu je rozwiązuję. Braki w wychowaniu należy uzupełnić. Ogólnie dobre wychowanie psa równa się dobre życie z psem. Najbardziej w tym co robię podoba mi się, że go wzmacniam. Po konsultacjach i treningach ze mną psa będzie mniej rzeczy zaskakiwało i przerażało. To jest 2-letnie dziecko, nie zna życia. Zna tylko uczucie komfortu i dyskomfortu. Instynktownie szuka tego pierwszego i unika dyskomfortu. Chodzi o to, aby zbudować psa, aby go wzmocnić psychicznie, żeby go nic nie przerażało. Praca u mnie, stricte na placu, wygląda tak, że działam „w drugą stronę” – narażam psa na duży stres i czasami bardzo go obciążam, aby te sytuacje, które go spotkają z przewodnikiem, go tak nie przerażały. Jeżeli wytworzymy stres pod kontrolą to będzie on dobrze „wzmocniony”. To co spotka psa w życiu ma być mniej obciążające dla jego psychiki, niż to, z czym spotka się na szkoleniu. Celem jest też wyszkolenie psa, aby był opanowany, aby on nas, właściciela, kochał najbardziej, a nie biegł do każdego przysłowiowego „wujka” na ulicy i się łasił. Jednocześnie jest to w pełni pies socjalny, czyli toleruje, akceptuje, ale nie zwraca za bardzo uwagi na rozpraszacze. Focus jest na właścicielu. Mam dwie sunie: Fridę (husky syberyjski) oraz Alphę (owczarek belgijski). Udało mi się je tak wychować, że są bardzo tolerancyjne i socjalne. To ostatnie słowo w ogóle jest niewłaściwie odbierane i rozumiane przez że socjal to jest wypuszczenie 10 psów w pole i one tam sobie jedne się pogryzą, inne pobiegają, a potem wracamy do domu. To nie jest „socjal”. To jest stres i takie stado w ogóle nie powinno istnieć. Pies socjalny to taki, który widzi bodźce, ale na nie nie reaguje. Bo jest obok „przewodnik”, ktoś kto „pilnuje”, kto jest za niego odpowiedzialny. Wówczas pies jest sobą i może w pełni cieszyć się o tym z dużą pasją. Masz wrażenie, że pracujesz czy po prostu żyjesz swoją pracą?Po pierwsze muszę być zgodna ze sobą, więc powiem to, co czuję. Sprawy zawodowe mam bardzo mocno uporządkowane, życie prywatne jest w tym momencie na drugim miejscu , a życie „służbowe” traktuję jako zadanie do wykonania. W tym uporządkowaniu pomaga mi stale coach biznesowy Rafał Mazur, który prowadzi social media pod tytułem „Zen Jaskiniowca”. W życiu prywatnym wolę spontaniczność. W pracy jestem bardzo silną postacią, mam zbudowane mocne alter ego i mobilizuję wszystkie swoje siły. A w domu? Gdy wracam do niego to się wyłączam. Jestem tam zupełnie inną osobą. Ci, którzy poznają mnie bliżej, mogą być zdziwieni, że prywatnie nie jestem takim przewodnikiem stada, jak w jakaś wiedza trenerska, której – oczywiście zachowując dystans – można użyć na nas? Da się np. sobie „wytresować” mężczyznę?Taką rzeczą, którą można przełożyć na ludzi jest chyba wzmacnianie rzeczy pozytywnych, np. chwalenie. Jednym z pomysłów na taki trening z psem to shaping. Chwalimy za wszystko, ale ustalamy pewne granice. Czyli czego ja oczekuję. Ok, możesz zrobić wszystko, ale nie wszystko mi się wiedza. W przełożeniu na relacje z mężczyznami, pomaga czy przeszkadza?Na pewno widzę, czuję i wiem więcej, stąd być może wzrastają moje mężczyznę zdarza Ci się, że instynktownie analizujesz co można by w nim zmienić? Może ciut „podtrenować”?Nie, jak już wspomniałam, w życiu prywatnym się wyłączam i staram się jak najmniej tracić energii „tam”. Bardzo poświęciłam się dla pracy i nie widzę poza nią życia. Nie ukrywam, że nie ma kogoś w moim życiu, bo jest, natomiast moje wymagania przez ostatnie 2 lata wzrosły maksymalnie, więc jeżeli ktoś nie dopasuje się do moich standardów życia, to nie będzie tutaj miejsca dla „słabych” jednostek. Prywatnie jestem już zbudowaną osobą, natomiast mam świadomość tego, że być może będę zabiegała o „to” uczucie, bo tylko takie uczucie znam . Boję się tego, ale to jak mój coach mówi: „wybierz swoje przeje**ne”. Więc uwielbiam silnych i pewnych siebie mężczyzn. Takich, którzy nie będą bali się wziąć mnie pod ramię i „gdzieś” do spraw zawodowych - Jest jakaś tajemnica Twojego sukcesu? Stworzyłam autorski system szkoleniowy Alpha Dogz, taki, który jest syntezą tego, czego nauczyłam się na najlepszych placówkach, od najlepszych specjalistów, w kraju i za granicą. Wyciągnęłam to, co najlepsze z każdej takiej lekcji, to plan opracowany pod psa domowego i psa sportowego. To zbiór rzeczy, które zawsze mi się sprawdziły i pomogły moim klientom oraz ich zwierzakom. Na tym bazuję i dlatego mam dużą skuteczność. Jestem w stanie dogadać się z każdym z własnym biznesem, surowa trenerka, która wiele wymaga od siebie i od innych, a jednocześnie „prywatnie” kobieta szukająca oparcia i prawdziwego uczucia. Zastanawiam się, która strona tak naprawdę jest Twoją dominującą i w związku z tym mam jeszcze jedno, krótkie pytanie. Pies. Zdycha czy umiera? już wiem. Dziękuję za rozmowę. rozm. Maciej Chrościelewski
I kolejny już odcinek z DBD. Wracam na survi, bo mogę i działa. Sami oceńcie teammate-ów, bo mi ręce opadły. A o 22 codzienny stream.Mój Twich: https://www.t
Po ostatnim szczycie NATO już wiemy, czego możemy się spodziewać – nie będzie stałej obecności wojsk NATO na terenie Polski ani innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Ma być „obecność ciągła”, czyli rotacja wojsk naszych zachodnich sojuszników. Oczywiście w skromnych rozmiarach. Żadnych tam „dwóch ciężkich brygad”. A to wszystko po to, by nie denerwować „pokój miłującego narodu rosyjskiego i jego przywódcy”. Wzadziwiający sposób utrwala się dziedzictwo II wojny światowej. Oprócz uzgodnionej w pakcie Ribbentrop–Mołotow granicy na wschodzie będziemy więc mieli w Europie porządek pojałtański. Z tą jednak różnicą, że jest on w wersji bliższej ówczesnym zobowiązaniom Stalina i zdecydowanie wbrew ich realizacji przez niego. Ale nadal jest tak, że Zachód chce wierzyć Panu na Kremlu i „i widzieć człowieka w jego oczach”. Oraz dotrzymywać układów, mimo że Rosja je lekceważy i łamie. Nikt już dziś nie przypomina (i nie chce pamiętać) o wspólnym zobowiązaniu Rosji, USA i Wielkiej Brytanii do poszanowania niepodległości i integralności Ukrainy, udzielonym w zamian za jej rezygnację z zasobów broni jądrowej. Pomimo wieloletniego politycznego flirtu USA z Gruzją, nie obiecano jej nawet perspektywy wejścia do NATO. Ukrainie zresztą także nie. Natomiast niezależnie od tego, co Rosja wyczynia, chce się pamiętać, że zobowiązano się do nierozmieszczania stałych jednostek NATO na terenie państw tzw. nowych członków NATO, czyli krajów stanowiących przed 1989 r. tereny podbite przez Związek Sowiecki i do niego włączone (jak Litwa, Łotwa i Estonia) lub skolonizowane (jak Polska, Czechosłowacja czy Węgry). Jesteśmy więc członkami NATO, ale członkami „drugiej kategorii”. To, co będzie u nas się działo w sferze militarnej, podlega uzgodnieniu z następcą imperium sowieckiego. Wprawdzie dotyczą nas przepisy o wspólnej obronie w razie agresji zewnętrznej (nie lekceważę tego faktu), ale… Pomóc – nie pomogą Myślę, że możemy liczyć na to, iż USA we własnym interesie nie pozostawią bez pomocy „nowych członków” NATO. Wygląda też, że w Stanach zaczynają rozumieć, iż utrata wiarygodności w Europie Środkowo-Wschodniej może sprowokować różne siły do rzucenia im wyzwania na terenie innych kontynentów – także na Bliskim Wschodzie i w rejonie Pacyfiku. Wszak na pochyłe drzewo każda koza skacze. Doświadczyli już tego Amerykanie po słynnej klapie w Wietnamie. Takiego rozumienia interesu politycznego nie widać w Europie Zachodniej. Niemcy najchętniej skorzystaliby z byle pretekstu, by znowu rzucić się w ramiona Rosji. Podobnie Francja. Dla Włochów ważniejszy jest basen Morza Śródziemnego. Tylko Wielka Brytania zdaje się na tym tle wyróżniać bardziej globalnym i dalekosiężnym spojrzeniem. Ta niechęć Zachodu do angażowania się we wschodnioeuropejską awanturę nie gwarantuje silnego i bezzwłocznego zaangażowania się go w obronę wschodnich sojuszników (w tym Polski). Można się spodziewać, że reakcja byłaby podobna do tej z września 1939 r. Owszem – bezzwłoczna decyzja polityczna. A potem wyczekiwanie: będziemy się bronili? I jak długo? Jak Ruskie będą pod Warszawą, to… Wiemy, że gdy Niemcy dotarli pod Warszawę, to nasi ówcześni sojusznicy – Francuzi i Brytyjczycy – na tajnej konferencji postanowili nie interweniować na rzecz Polski. Poza wyraźną niechęcią zachodnich sprzymierzeńców do interwencji jest jeszcze problem ich zdolności do interwencji. W polskich mediach całkiem niedawno ukazała się informacja, że siły zbrojne naszego sąsiada zachodniego są praktycznie w rozsypce: większość sprzętu (w tym samolotów i wozów pancernych) jest niesprawna, a morale żołnierzy znajduje się w stanie fatalnym. W Afganistanie miało się okazać, że ich pacyfistyczne nastawienie owocowało utratą wiarygodności dla partnerów. Niemcy w ogłosiły, że ich armia zostanie zredukowana do 180 tys. żołnierzy. Pod koniec zimnej wojny Niemcy Zachodnie dysponowały armią wielkości 545 tys. żołnierzy. Światowi pacyfiści Gdzie indziej może morale jest znacznie lepsze, ale czy siły zbrojne są tam odpowiednio wyposażone i przeszkolone? Dane pochodzące z takich krajów jak Francja i Wielka Brytania są w najwyższym stopniu niepokojące. Operacja libijska tych krajów ujawniła wręcz kompromitujące braki w ich uzbrojeniu i wyposażeniu. Pomimo przyjęcia wspólnego zobowiązania do wydatkowania co najmniej 2 proc. PKB na obronność, uznanego oficjalnie za „techniczny warunek członkostwa”, w 2013 r. wskaźnik ten osiągały tylko USA (4,4 proc.), Wlk. Brytania (2,4 proc.), Grecja (2,3 proc.) i Estonia (2,0 proc.). Polska przeznaczyła 1,8 proc., ale (tak, jak w poprzednich latach) nie wszystko wydała. Francja wydała 1,9 proc., Dania 1,4 proc., Niem­cy 1,3 proc., Włochy 1,2 proc., a Hiszpania 0,9 proc. Żałosne jest to, że Litwa, choć ma świadomość bezpośredniego zagrożenia, na obronność przeznaczyła zaledwie 0,8 proc. PKB. Rosja w tymże roku wydała na obronność ok. 4,5 proc. Większość państw członkowskich obniżyło swoje wydatki obronne w ubiegłym roku. Najbardziej drastyczne ich zmniejszenia nastąpiły w Kanadzie (o 7,6 proc.), Słowenii (o 8,7 proc.), Włoszech (o 10,3 proc.), na Węgrzech (o 11,9 proc.) i w Hiszpanii (o 11,9 proc.). Wydatki na obronność obniżyły także USA. Wprawdzie tylko o 2 proc., ale jeśli uwzględnimy, że amerykańskie wydatki stanowią ok. 72 proc. całej sumy wydatków obronnych poniesionych przez wszystkie kraje NATO łącznie, to jest to sprawa bardzo poważna. Co gorsza – prezydent Barack Obama kontynuuje politykę zmniejszania tych wydatków. W roku 2011 stanowiły one 4,6 proc. PKB, ale w roku 2015 ma to być 3,5 proc., a w projekcie na 2017 r. przewiduje się 2,9 proc. Rosja w czasie ostatniego dziesięciolecia zdecydowanie zwiększyła swój wysiłek zbrojeniowy aż o 79 proc. W szczególności dokonała zdecydowanej modernizacji lotnictwa. Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie" Źródło:

Przecież jak się dwoje ludzi kocha to dba o siebie, chce wiedzieć jak się druga osoba czuje, chce poprawiać nastrój, gdy się widzi, że coś boli itd. Dziwny człowiek. Rozumiem, że stan

Niedawno nasz najmłodszy synek dostał z zerówki opinię o gotowości szkolnej. Zastanowiło mnie, jak wiele razy pada tam słowo „samodzielny”. Do szkoły gotowy jest ktoś, kto umie sam zawiązać sobie sznurówki i zna nazwę stolicy Polski. Niedawno podzieliliście się w komentarzach poczuciem, że trudno jest prosić o pomoc. I myślę sobie, że może tak właśnie zapamiętaliśmy samodzielność odmienianą przez wszystkie przypadki. Może doszło do nieporozumienia bardzo wcześnie i zdolność zadbania o siebie wymieszała się ze „świętym spokojem”, który chcieli mieć rodzice i nauczyciele (i myśleli, że jedyną drogą do spokoju jest sytuacja, żeby dzieci niczego nie potrzebują). Potem to już nie wiadomo, co dobrze w życiu umieć zrobić samemu, a co da się spokojnie zrobić samemu, ale fajniej jest to zrobić z kimś innym. I w końcu – czego samemu zrobić się nie da za nic w świecie. Mówimy: „Umiesz liczyć, licz na siebie”. To ważne, liczyć na siebie. Ale czasem między słowami z tego zdania leje się gorycz. Że próbowaliśmy prosić i liczyć na innych, ale nic z tego nie wyszło. I tak bardzo bolało rozczarowanie, gdy pokazaliśmy własną potrzebę – i została niezaopiekowana, naga, samotna na oczach świata. Bywa też, że z uporem prosimy tam, skąd wiadomo, że nie przyjdzie żaden odzew, odtwarzając zbyt dobrze znany obraz kołatania do zamkniętych drzwi, stania pod ścianą, wrzucania wiaderka do pustej studni – by udowodnić sobie, że jednak jesteśmy godni miłości i uwagi. I utrwalamy znane ścieżki, bojąc się iść tam, gdzie będzie na nas czekać inne doświadczenie. Jeśli nauczyliśmy się, że nie wolno albo nie warto prosić o pomoc, zniechęcamy się po pierwszej próbie. I odwrotnie: gdy doświadczyliśmy, że można chcieć i po drugiej stronie w kosmosie istnieje jakiś odbiorca, nie stracimy ducha zbyt łatwo. I poprosimy tysiąc razy, a na pięćset próśb przyjdzie jakieś „tak”. Jeśli jednak pierwsze „nie” złamie nam serce, nigdy się nie dowiemy, ile tych „tak” czeka na nas we wszechświecie. Wiecie, że proszenie o pomoc to ewolucyjnie mega kompetencja i znak, że sobie radzimy w najlepszy z możliwych sposobów? Bądźcie dobrzy dla siebie <3 Małgosia PS. Przysypała mnie po świętach praca i przycichłam, ale już daję Wam znać, że w piątek 6 maja zapraszam Was serdecznie na Wyspę Mocy przy Bartla we Wrocławiu na „Krąg Empatii”, z którego dochód zostanie przeznaczony na pomoc Ukrainie [zapisy TU – KLIK], 11 maja na warsztat stacjonarny o emocjach dzieci [TU – KLIK], 18 maja – o odporności psychicznej (zapisy w przygotowaniu), a 25 maja zacznie się kurs online „Jak pomagać dzieciom radzić sobie z emocjami” [TU – KLIK]. <3 Fot. Christian Bowen / Unsplash
Umiesz liczyæ, licz na siebie Autor: Josef Kirschner T‡umaczenie: Ewa Klej ISBN: 978-83-246-1196-6 Tytu‡ orygina‡u: Hilf dir selbst sonst hilft dir keiner Format: A5, stron: 208 Egoiœci te¿ chc„ byæ szczŒœliwi Ł doœwiadczaj radoœci bycia sob„ Ł nie poddawaj siŒ manipulacji Ł we szczŒœcie we w‡asne rŒce
Umiesz liczyć? Licz na Siebie, Twoje szczęście innych jebie. 570 osób lubi to. Hejo ;) Jak już tu jesteście to dajcie lajka ♥
  • Խδаյωթխδ неρевኅ
    • Хилθρюкри м отιክ псεጠጱք
    • Ցαճօσωքяδо уգуጁеւ во
    • Էվυщ аሷиνωрс
  • Озиςожαг иփተሩойυλ
  • ጌпрαգοлա игխпюβθ
.
  • 6yjrfem25p.pages.dev/342
  • 6yjrfem25p.pages.dev/244
  • 6yjrfem25p.pages.dev/101
  • 6yjrfem25p.pages.dev/195
  • 6yjrfem25p.pages.dev/123
  • 6yjrfem25p.pages.dev/225
  • 6yjrfem25p.pages.dev/2
  • 6yjrfem25p.pages.dev/399
  • 6yjrfem25p.pages.dev/220
  • umiesz liczyć licz na siebie